Pytanie może wydawać się banalnie proste. Wystarczy zajrzeć do odpowiednich książek, gdzie różne mądre głowy wpisują dane statystyczne. Można również iść na łatwiznę i odwiedzić stronę wikipedii, gdzie podane są różne liczby. Choć na marginesie nie brałbym tej strony jako wykładnika 100% wiedzy. Nie wiadomo, kto to wpisuje i co wypisuję. Czy nie ma tam jakieś tajemnej siły, która chce wprowadzi całe rzesze ludzi w błąd. Dalej by ten błąd został memem, który będzie się dziedziczył w przestrzeni (cyfrowej jak i werbalnej).
Ilu nas jest? Pytanie z pozoru proste może nastręczać nam jednak sporo problemów. Zapytacie się dlaczego. A no dlatego, że nie dotyczy ono danych statystycznych, roczników czy wyników różnych badań. Więc o co chodzi?
Stańcie proszę przed lustrem i zadajcie sobie to właśnie pytanie. Ilu nas jest do jasnej cholery?! Nie chodzi mi o ludzi mających pewne odchylenia natury umysłowej, którzy potrzebują terapii farmakologicznej i opieki psychiatrycznej. Wiadomo, że kura to kura, a nie osioł. Choć był taki to twierdził, że kura jest osłem ("gimby nie znają"). Czy zdajecie sobie sprawę, kiedy tak naprawdę jesteście sobą? W którym momencie uwydatnia się 100% ja, bez promila aktorstwa i dostosowywania się do sytuacji. Może właśnie po promilach? No jak się wleje kilka kieliszków to język się rozwiązuje, człowiek szczery i czasem zeszczy się w gacie. Wychodzi coś czego boimy się pokazać, bo pozory, bo cenzura, bo nie i tyle. Czy to jestem ja? Czy to ja tańczę czy wódeczka? Chociaż lepiej tańczę po alkoholu to nie jestem pewien czy jestem wtedy sobą, czy tym fircykiem, pajacem bawiącym grono mniejsze bądź większe. A może po zapaleniu "marichunajnen"? Nie! Raczej nie. Przecież nie jestem ani muzyczny, ani nie mam zajawki przelewania swoich myśli na papier. Czy chodzi to o rymowanki, teksty piosenek czy też "wolne wersy". Ślinotok wzmaga głód, mózg będący w smogu tetrahydrokanabinolu chce jeść, chociaż mu się nie chce, to profilaktycznie coś by zapodał. Sam nie wiem,... Wiem, że nic nie wiem (scio me nihil scire lub scio me nescire - Sokrates)
Tak się zastanawiam, że może potrzebne jest jakieś hasło, które otworzy umysł i da odpowiedź?
Hasło: Gruby zjadł ciasto.
Odzew: Piekarze ugniatają ciasto po browarze.
yyy... nie działa. No to lipa i morda zbita.
Dobra, kończę ten poplątany wywód, ponieważ nie ma sensu rozwijać się. Nie ma sensu zapętlać się, bo z pytania przeskakuję na kolejne pytanie. Nic to nie wnosi. To jest temat dla jakiś filozofów bądź innych myślicieli.
Ja jestem sobą i nim nie jestem. Jing i jang, Mr Jekyll and Mr Hyde.
Jestem galaktyką, gdzie gwiazdy są sytuacjami. Planety są korelacjami między ludźmi, a ja jestem po prostu chory psychicznie...
wtorek, 4 listopada 2014
wtorek, 12 sierpnia 2014
Bób Jedyny i Prawdziwy
Patrzę się na ten świat i zastanawiam się, gdzie jest Bób. No gdzie...? Czy wy moi kochani, czasem nie zastanawiacie się nad tym? Czy nie macie wewnętrznej potrzeby spotkania się w miejscu, gdzie jest Bób?!
No właśnie... Dzisiaj naszła mnie taka osobista refleksja. Jak byłem młodszy i moje serce (umysł również) było taki świeże i nieskalane przez niezliczoną ilość toksyn. Radośnie przemierzając rodzinne miasto oraz często ogródki działkowe odnajdywałem spokój, odnajdywałem miejsca z Bobem. Można się śmiać i nie zgadzać się z wieloma rzeczami, ale argumentacja, że bób jest zły ma się nijak do rzeczywistości.
Pożeramy niezliczoną ilość pokarmów, ale to dobrze, jedzmy. Odżywiajmy się w sposób racjonalny i zgodny z naszą kulturą żywieniową. Nie to, że jestem przeciwnikiem pizzy, frutti di mare, muli czy też innych dobrodziejstw, jakie dały nam inne cywilizacje. Sam uwielbiam wiele smakołyków z innych krajów, a nawet kontynentów. No dobra. My tu gadu gadu. Człowiek się głodzi i bób się rodzi.
Gdzieś tam zapomnieliśmy o tej wspaniałej roślinie strączkowej. Wszędzie szparagi, kukurydza, a naszym bobem rzuca się jak grochem o ścianę. Amba fatima i bobu ni ma.
Pamiętam jak bób rósł u mojej babci na działce i sam się okłamywałem, że to taka większa fasola. Oszukiwałem siebie, ale tylko dla mojego dobra. Fasolę lubiłem, a bób jakoś nie był akceptowany przez mój mózg. Byłem dzieckiem i dziecinada się wdzierała oraz ta wielka niewiedza.
Ach....
Może coś o naszej roślince? Bo zdrowa ona i pyszna.
Zdrowa bo:
- 100 g bobu zawiera 26 g białka
- bogaty w potas, ubogi w sód
- zawiera łatwo przyswajalny błonnik, który pomaga "ogarnąć" zły cholesterol
Młody bób jedzmy na surowo!!! Skórka zawiera w cholerę witamin. Ugotowana traci kilkadziesiąt procent w wodzie i pod wpływem temperatury. Dodatkowo spowalnia procesy trawienia i nie będzie chciało nam się szybko jeść. To znaczy, że dupa szybko nie spuchnie. No chyba, że użądli nas szerszeń lub dostaniemy kopa. Zawiera małą ilość kalorii. Dobry jest dla kobiet w "stanie błogosławionym" bo zawiera kwas foliowy...
Bób jest jeden i jest zdrowy.
Nie prowadzę tutaj bloga kulinarnego i jak chcecie więcej informacji to szukajcie "na internetach".
No tak bajera jest, a nie ma narzekania. Ale spokojnie, spokojnie. Teraz się zacznie.
Wszędzie nas gwałcą reklamami, że masz syndrom niespokojnych nóg, tabletki na rzęsy, na jelita, na grzybicę stóp i pochwy, na włosy, na starzenie się, NA CHOLERE!!!!
Jesz obiad i wyskakują z grzybicą pochwy. Naglę rosół nabiera całkowicie innego wymiaru smakowego. To za chwilę coś na grzybicę, gdy jesz schabowego z maślaczkami. Po dwóch daniach zabierasz się do deseru i wyskakują dwie reklamy -penis nie staje, a pipka się nadżera. Seksu nie ma i abstynencja przez najbliższy tydzień - murowana.
Pazerne koncerny co chwila bombardują nas informacjami o naszych potencjalnych dolegliwościach i zarazem uspokajają, że mają na to magiczne proszki. Wyłączcie odbiorniki i włączcie mózg, wzrok i smak by rejestrować i smakować, naturalne leki.
Nasze naturalne warzywa, owoce i przetwory są zdrowsze niż ta cała chemia. Pielęgnujmy wiedzę o naszych naturalnych oraz smacznych tradycjach kulinarnych. Bo część naszego zdrowia jest schowana w dziedzictwie, które zanika pod wpływem światowej kultury. Mak sraki, kurczaki, kebaby i inne podrzędne ścierwo nie pokona dzika z rożna. Mam taką nadzieję. Skondensowane mleczka nie pokonają prawdziwego, uczciwego oscypka (smażony z żurawiną...). Nie pokona! Dupny łosoś, czy śmieciowata panga nie pokona sielawy i siei. NIGDY!!!
Więc Bób, humus i Włoszczyzna. Dla naszego zdrowia.
No właśnie... Dzisiaj naszła mnie taka osobista refleksja. Jak byłem młodszy i moje serce (umysł również) było taki świeże i nieskalane przez niezliczoną ilość toksyn. Radośnie przemierzając rodzinne miasto oraz często ogródki działkowe odnajdywałem spokój, odnajdywałem miejsca z Bobem. Można się śmiać i nie zgadzać się z wieloma rzeczami, ale argumentacja, że bób jest zły ma się nijak do rzeczywistości.
Pożeramy niezliczoną ilość pokarmów, ale to dobrze, jedzmy. Odżywiajmy się w sposób racjonalny i zgodny z naszą kulturą żywieniową. Nie to, że jestem przeciwnikiem pizzy, frutti di mare, muli czy też innych dobrodziejstw, jakie dały nam inne cywilizacje. Sam uwielbiam wiele smakołyków z innych krajów, a nawet kontynentów. No dobra. My tu gadu gadu. Człowiek się głodzi i bób się rodzi.
Gdzieś tam zapomnieliśmy o tej wspaniałej roślinie strączkowej. Wszędzie szparagi, kukurydza, a naszym bobem rzuca się jak grochem o ścianę. Amba fatima i bobu ni ma.
Pamiętam jak bób rósł u mojej babci na działce i sam się okłamywałem, że to taka większa fasola. Oszukiwałem siebie, ale tylko dla mojego dobra. Fasolę lubiłem, a bób jakoś nie był akceptowany przez mój mózg. Byłem dzieckiem i dziecinada się wdzierała oraz ta wielka niewiedza.
Ach....
Może coś o naszej roślince? Bo zdrowa ona i pyszna.
Zdrowa bo:
- 100 g bobu zawiera 26 g białka
- bogaty w potas, ubogi w sód
- zawiera łatwo przyswajalny błonnik, który pomaga "ogarnąć" zły cholesterol
Młody bób jedzmy na surowo!!! Skórka zawiera w cholerę witamin. Ugotowana traci kilkadziesiąt procent w wodzie i pod wpływem temperatury. Dodatkowo spowalnia procesy trawienia i nie będzie chciało nam się szybko jeść. To znaczy, że dupa szybko nie spuchnie. No chyba, że użądli nas szerszeń lub dostaniemy kopa. Zawiera małą ilość kalorii. Dobry jest dla kobiet w "stanie błogosławionym" bo zawiera kwas foliowy...
Bób jest jeden i jest zdrowy.
Nie prowadzę tutaj bloga kulinarnego i jak chcecie więcej informacji to szukajcie "na internetach".
No tak bajera jest, a nie ma narzekania. Ale spokojnie, spokojnie. Teraz się zacznie.
Wszędzie nas gwałcą reklamami, że masz syndrom niespokojnych nóg, tabletki na rzęsy, na jelita, na grzybicę stóp i pochwy, na włosy, na starzenie się, NA CHOLERE!!!!
Jesz obiad i wyskakują z grzybicą pochwy. Naglę rosół nabiera całkowicie innego wymiaru smakowego. To za chwilę coś na grzybicę, gdy jesz schabowego z maślaczkami. Po dwóch daniach zabierasz się do deseru i wyskakują dwie reklamy -penis nie staje, a pipka się nadżera. Seksu nie ma i abstynencja przez najbliższy tydzień - murowana.
Pazerne koncerny co chwila bombardują nas informacjami o naszych potencjalnych dolegliwościach i zarazem uspokajają, że mają na to magiczne proszki. Wyłączcie odbiorniki i włączcie mózg, wzrok i smak by rejestrować i smakować, naturalne leki.
Nasze naturalne warzywa, owoce i przetwory są zdrowsze niż ta cała chemia. Pielęgnujmy wiedzę o naszych naturalnych oraz smacznych tradycjach kulinarnych. Bo część naszego zdrowia jest schowana w dziedzictwie, które zanika pod wpływem światowej kultury. Mak sraki, kurczaki, kebaby i inne podrzędne ścierwo nie pokona dzika z rożna. Mam taką nadzieję. Skondensowane mleczka nie pokonają prawdziwego, uczciwego oscypka (smażony z żurawiną...). Nie pokona! Dupny łosoś, czy śmieciowata panga nie pokona sielawy i siei. NIGDY!!!
Więc Bób, humus i Włoszczyzna. Dla naszego zdrowia.
wtorek, 5 sierpnia 2014
Odwieczna wojna o wpływy
Witam,
Na samym początku chciałbym powiedzieć o swojej apolitycznej postawie. Nie jest to związane z tym, że teraz to jest modne czy nie mam swojego zdania. Związane to jest z ranami. Rany są nie fizyczne, rany czasu, wielki zawód, a nawet wielki głód potrzeby posiadania "wiatru politycznego". Jak się okazało wszelkie moje nadzieje - te młodzieńcze, gdzieś zgasły nim zaczęły płonąć. Ideały zostały wypaczone przez zgryźliwych tetryków, co przed kamerą ujadają jak wściekłe na siebie psy. Nienawiść w oczach, płomień destrukcji. Apokaliptyczne zdania wypowiadane do swojego oponenta, znajdującego się po drugiej stronie stołu, czy też barykady. Dobrze, że jest przeważnie ten stół, ponieważ rzucili by się sobie do gardeł rozrywając krtanie i tętnice... Taką papkę, szopkę serwują nam media. Wielu z nas przyjmuje te informacje, bez wcześniejszego uruchomienia swojego mózgu. Zapewne wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że ci wielcy wrogowie, po emisji podają sobie ręce, śmieją się z wyreżyserowanego show, piją sobie wódeczkę, a może nawet całują się z powodu wielkich uniesień. Jakoś tak nie miałem poruszać tematów z świata gównianej polityki, ale może to posłuży jako mini-temat lub wstęp do dalszych treści.
Dalsze treści nastąpią (albo dostąpią zaszczytu) w innym terminie. Zwróćcie uwagę, iż od naszego poczęcia toczy się walka o wpływy. Chociaż nie jesteśmy niczym innym, jak małym płaczącym, głodnym, zasranym stworzeniem, to gdzieś już jakaś siła o nas walczy. W wierze chrześcijańskiej jest to absolut dobra i zła. Od początku jesteśmy przeciągani na jedną ze dwóch stron. Wiadomo, że w 99,9 procent na stronę "dobra". Czyli już zostaliśmy wcieleni do "owczarni" pomimo, że nasz pacholęcy płacz był znakiem oporu przeciw dyktaturze i pozbawianiu głosu (zanim krtań się na tyle rozwinęła by krzyknąć - nie!!!!). I już jesteśmy po jednej stronie barykady, jesteśmy promilem w statystyce, którym będą się później chełpić i wykorzystywać (często) w swej okrutnej grze o wpływy. Zostaliśmy naznaczeni stygmatem krucyfiksu, który dla jednego jest "zbawieniem", a dla drugiego tylko oznaką niewolnictwa społeczno-religijnego. Nie zmyjemy tego jak tatuażu namalowanego flamastrem z osiedlowego kiosku. Chcąc się pozbyć tego znaku z "duszy" i dokumentów musisz przejść swoją "drogę krzyżową". A dlaczego? Znów strefa wpływów... Parafia traci "barana", a cała organizacja beneficjenta i punkty procentowe. Akcje firmy spadają. Myślę, że to jest pole do popisu innym razem, dla odrębnego tematu.
Jeszcze nie użyłem przekleństw. Jestem z siebie dumny.
Wpadłem w niezłe bagno.... Nie powinienem zaczynać tego tematu, ponieważ jest to temat rzeka i mógłbym pisać i pisać, mówić i mówić. Końca nie widać. Latam po tych wpływach jak pijany, ślepy nietoperz. W sumie piwka to się dzisiaj napiję, może koźlak labo porter? Cholera.......
Kolejny raz poddałem się wpływom. Tym razem potrzeby wrzucania grafik, chociaż wcześniej ich nie było. Nie czułem potrzeby by błyszczeć zajebistymi rysunkami, a liczyła się tylko treść. Niesamowicie skromna, inteligentna, z pazurem, dająca do myślenia, zmieniająca nurty w myśleniu czytelników i skromna (pisałem już to?)!
Jesteśmy gwałceni przez wpływy. Czy to chodzi o rodzinę, światopogląd, religię, politykę, media, gospodarkę, pieniądze. Ludzie jako odwieczne dziwki wyboru, a nie z wyboru. Przyznam się szczerze, że chciałem pisać o Rosji, jabłkach, Ukrainie, banderowcach, zamachu... Wiecie co? Prawie poddałem się wpływom mediów. Wszędzie się o tym trąbi czy to w radio, tv, internecie czy prasie. Udało mi się uniknąć tego w ostatnim momencie i wybrałem inny tor, który cały czas będzie zmuszał do wyborów i do poddawania się wpływom...
Czy te WPŁYWY to jest tylko coś niematerialnego? Może to jest niewidoczne ZŁO? Może to jakaś SUPER ORGANIZACJA? Jeżeli tak to....
Życzę miłego dnia tygodnia. Alleluja i do przodu.
Na samym początku chciałbym powiedzieć o swojej apolitycznej postawie. Nie jest to związane z tym, że teraz to jest modne czy nie mam swojego zdania. Związane to jest z ranami. Rany są nie fizyczne, rany czasu, wielki zawód, a nawet wielki głód potrzeby posiadania "wiatru politycznego". Jak się okazało wszelkie moje nadzieje - te młodzieńcze, gdzieś zgasły nim zaczęły płonąć. Ideały zostały wypaczone przez zgryźliwych tetryków, co przed kamerą ujadają jak wściekłe na siebie psy. Nienawiść w oczach, płomień destrukcji. Apokaliptyczne zdania wypowiadane do swojego oponenta, znajdującego się po drugiej stronie stołu, czy też barykady. Dobrze, że jest przeważnie ten stół, ponieważ rzucili by się sobie do gardeł rozrywając krtanie i tętnice... Taką papkę, szopkę serwują nam media. Wielu z nas przyjmuje te informacje, bez wcześniejszego uruchomienia swojego mózgu. Zapewne wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że ci wielcy wrogowie, po emisji podają sobie ręce, śmieją się z wyreżyserowanego show, piją sobie wódeczkę, a może nawet całują się z powodu wielkich uniesień. Jakoś tak nie miałem poruszać tematów z świata gównianej polityki, ale może to posłuży jako mini-temat lub wstęp do dalszych treści.
Dalsze treści nastąpią (albo dostąpią zaszczytu) w innym terminie. Zwróćcie uwagę, iż od naszego poczęcia toczy się walka o wpływy. Chociaż nie jesteśmy niczym innym, jak małym płaczącym, głodnym, zasranym stworzeniem, to gdzieś już jakaś siła o nas walczy. W wierze chrześcijańskiej jest to absolut dobra i zła. Od początku jesteśmy przeciągani na jedną ze dwóch stron. Wiadomo, że w 99,9 procent na stronę "dobra". Czyli już zostaliśmy wcieleni do "owczarni" pomimo, że nasz pacholęcy płacz był znakiem oporu przeciw dyktaturze i pozbawianiu głosu (zanim krtań się na tyle rozwinęła by krzyknąć - nie!!!!). I już jesteśmy po jednej stronie barykady, jesteśmy promilem w statystyce, którym będą się później chełpić i wykorzystywać (często) w swej okrutnej grze o wpływy. Zostaliśmy naznaczeni stygmatem krucyfiksu, który dla jednego jest "zbawieniem", a dla drugiego tylko oznaką niewolnictwa społeczno-religijnego. Nie zmyjemy tego jak tatuażu namalowanego flamastrem z osiedlowego kiosku. Chcąc się pozbyć tego znaku z "duszy" i dokumentów musisz przejść swoją "drogę krzyżową". A dlaczego? Znów strefa wpływów... Parafia traci "barana", a cała organizacja beneficjenta i punkty procentowe. Akcje firmy spadają. Myślę, że to jest pole do popisu innym razem, dla odrębnego tematu.
Jeszcze nie użyłem przekleństw. Jestem z siebie dumny.
Wpadłem w niezłe bagno.... Nie powinienem zaczynać tego tematu, ponieważ jest to temat rzeka i mógłbym pisać i pisać, mówić i mówić. Końca nie widać. Latam po tych wpływach jak pijany, ślepy nietoperz. W sumie piwka to się dzisiaj napiję, może koźlak labo porter? Cholera.......
Kolejny raz poddałem się wpływom. Tym razem potrzeby wrzucania grafik, chociaż wcześniej ich nie było. Nie czułem potrzeby by błyszczeć zajebistymi rysunkami, a liczyła się tylko treść. Niesamowicie skromna, inteligentna, z pazurem, dająca do myślenia, zmieniająca nurty w myśleniu czytelników i skromna (pisałem już to?)!
Jesteśmy gwałceni przez wpływy. Czy to chodzi o rodzinę, światopogląd, religię, politykę, media, gospodarkę, pieniądze. Ludzie jako odwieczne dziwki wyboru, a nie z wyboru. Przyznam się szczerze, że chciałem pisać o Rosji, jabłkach, Ukrainie, banderowcach, zamachu... Wiecie co? Prawie poddałem się wpływom mediów. Wszędzie się o tym trąbi czy to w radio, tv, internecie czy prasie. Udało mi się uniknąć tego w ostatnim momencie i wybrałem inny tor, który cały czas będzie zmuszał do wyborów i do poddawania się wpływom...
Czy te WPŁYWY to jest tylko coś niematerialnego? Może to jest niewidoczne ZŁO? Może to jakaś SUPER ORGANIZACJA? Jeżeli tak to....
Życzę miłego dnia tygodnia. Alleluja i do przodu.
poniedziałek, 28 lipca 2014
Deklaracje i różne racje
Moi drodzy i moi kochani czytelnicy. Czuję się troszeczkę jak osoba cierpiąca na pewne zaburzenia natury umysłowej. To dlatego, że zapewne tylko ja przeglądam swojego bloga i piszę sam dla siebie. OK, jest dobrze. Nie potrzebuję poklasku (choć nie ukrywam, że bardzo to lubię) i uwielbienia. Wracając do nawiasu i otwarcie mówiąc lubię, gdy jestem łechtany przez komplementy. To czyni mnie w pewnym stopniu istotą uzależnioną od innych ludzi, od społeczeństwa. Jakoby rodząc się podpisałem klauzulę, że jestem jednym z wielu (i to bez jakichkolwiek urojeń). Na wielu stronach zatwierdziłem klauzulę prywatności, podpisałem akcepty pewnych polityk prywatności itd. Aha, nawet zakładając bloga musiałem coś zatwierdzić, ale totalnie to olałem. Sam nie wiem dlaczego. Może to jakaś znieczulica z mojej strony, a może po prostu głupie przyzwyczajenie. W swojej "karierze" podpisałem kilka kart wyborczych, na których równie dobrze mogłem narysować fallus, ale nie o tym teraz.
Jestem świadomy, że od pewnego czasu trwa pewna zażarta dyskusja na temat deklaracji wiary, klauzuli sumienia i innych taikch "sytuacji". Powinienem, a nawet chciałbym przeklinać, ale jakoś nie mam na to siły. Patrząc się na ten cały burdel brakuję mi siły, brakuje mi celowości używania słów niskiego lotu. Brakuję mi jakoś motywacji by wartościować te myśli inwektywami, które towarzyszą mi życiu codziennym. Tak pokrótce. KRK wprowadził wielki projekt jak "deklaracja sumienia" dla lekarzy. Mają oni "prawo" by odmówić czynności, które wg nich nie są zgodne z ich sumieniem. Gdzieś się zagubiłem, czuję się jak poobijany pies. Z tego co mi wbijano w "zakuty łeb" to lekarz jest powołaniem i powinno się robić to co jest słuszne i dobre dla pacjenta. Pomijam fakt jakiś pijackich wybryków lekarzy i pielęgniarek (co uważam za karygodne i konieczne do egzekwowania przed sądem), łapówkarstwa (również przed sąd) i odpowiedzialności za swoje błędy (komisje etyki itd.). Powołanie to powinność względem potrzebujących, pomijając swoje osobiste oceny czy awersje. No tak, ale gdzieś się zatraciliśmy, pogubiliśmy. "Dzieci boże" otrzymały pewne (że tak powiem) "narzędzie" by migać się od Przysięgi Hipokratesa - sumienie.
Chodzi mi o pewnego lekarza i jego pacjentkę, której nie skalano aborcją. Bo sumienie nie pozwoliło przekazać sprawę innemu lekarzowi. Nie pozwoliło by umarło nienarodzone dziecko boże. Hello?!?!?! Umarło?! Ono już nie żyje. Czeka na moment poczęcia by umrzeć i to zapewne w męczarniach. Stworzenie z deformacjami, które będą sprawiały ból do końca życia (bardzo krótkiego). I to ma być sumienie?! Cierp, cierp i umrzyj jako człowiek? Czy wy kuźwa mać "sumienni" ludzie pomyśleliście o rodzinie, która już przechodzi gehennę, a później będzie miała powtórkę z "rozrywki". Czy chcielibyście by spotkało to jakąś osobę z waszego najbliższego grona? Zapewne nie i czego wam nie życzę. Bo choć jestem oburzony to "szanuję bliźniego swego jak siebie samego". Zastanawiam się czy to jest sumienie czy czysty egoizm. Może jest to unikanie swoich obowiązków (powinności) w białych rękawiczkach ,uprzednio myjąc ręce. Mam jakieś wrażenie, że to jeszcze jest odwracanie kota ogonem i obrzucanie gównem innych, wycieranie swoich brudów czyjąś facjatą. Jak nie chcesz tego robić to przestań leczyć, zrezygnuj z uprawnień (moim zdaniem również prestiżu) i zacznij sprzedawać dewocjonalia. Nie no muszę.... To jak by Pani Krysia w mięsnym nie sprzedała mi w piątek kiełbasy, bo to niezgodne z jej sumieniem. Myślę, że przełożony by nie miał sumienia i ją wypierdolił na zbity pysk. To jak barman nie sprzedał Tobie np.: soku w barze bo to nie zgodne z jego sumieniem. To jest ABSURD, podkreślam ABSURD.
Choć absurd goni kolejny absurd, zamiast się oburzać mamy pewne igrzysko. Nie ma chleba to ludzi się denerwuje, by nie zwracali swojej uwagi na rzeczy istotne. Teraz kolejna deklaracja... tym razem nauczycieli. Powstał już projekt, dla którego zadeklarowali swoje poparcie działacze Katolickiego Stowarzyszenia Pedagogów. Czyli jak to będzie? Nie będzie ewolucji bo jest przeciwna kreacjonizmowi?! Nie będzie nauki o organach rodnych, o miesiączkowaniu, o kopulacji, o antykoncepcji. To co.... Ze słownika znikną wyrazy jak penis, pochwa,wagina, stosunek, oral (anal nie zniknie bo koloraci są podobno w tym bezbłędni - ministranci za snikersa). Miałem tego nie robić, ale . Nosz kurwa go mać. Co będzie dalej?! Przeraża mnie ten kierunek jaki obrał sobie okręt Polska. Czyżby następował powolny dryf w kierunku katolickiego fundamentalizmu? Bolą mnie opuszki, boli mnie głowa, boli mnie serce. Najbardziej boli mnie jednak mój ZADEKLAROWANY ZDROWY ROZSĄDEK I SUMIENIE.
Przygotujmy się, że będziemy paleni za piękne słowa, które towarzyszą wielu światłym umysłom. Słowa, które rozwijały, rozwijają i ....Homo sum. Humani nihil a me alienum puto.
Jestem świadomy, że od pewnego czasu trwa pewna zażarta dyskusja na temat deklaracji wiary, klauzuli sumienia i innych taikch "sytuacji". Powinienem, a nawet chciałbym przeklinać, ale jakoś nie mam na to siły. Patrząc się na ten cały burdel brakuję mi siły, brakuje mi celowości używania słów niskiego lotu. Brakuję mi jakoś motywacji by wartościować te myśli inwektywami, które towarzyszą mi życiu codziennym. Tak pokrótce. KRK wprowadził wielki projekt jak "deklaracja sumienia" dla lekarzy. Mają oni "prawo" by odmówić czynności, które wg nich nie są zgodne z ich sumieniem. Gdzieś się zagubiłem, czuję się jak poobijany pies. Z tego co mi wbijano w "zakuty łeb" to lekarz jest powołaniem i powinno się robić to co jest słuszne i dobre dla pacjenta. Pomijam fakt jakiś pijackich wybryków lekarzy i pielęgniarek (co uważam za karygodne i konieczne do egzekwowania przed sądem), łapówkarstwa (również przed sąd) i odpowiedzialności za swoje błędy (komisje etyki itd.). Powołanie to powinność względem potrzebujących, pomijając swoje osobiste oceny czy awersje. No tak, ale gdzieś się zatraciliśmy, pogubiliśmy. "Dzieci boże" otrzymały pewne (że tak powiem) "narzędzie" by migać się od Przysięgi Hipokratesa - sumienie.
Chodzi mi o pewnego lekarza i jego pacjentkę, której nie skalano aborcją. Bo sumienie nie pozwoliło przekazać sprawę innemu lekarzowi. Nie pozwoliło by umarło nienarodzone dziecko boże. Hello?!?!?! Umarło?! Ono już nie żyje. Czeka na moment poczęcia by umrzeć i to zapewne w męczarniach. Stworzenie z deformacjami, które będą sprawiały ból do końca życia (bardzo krótkiego). I to ma być sumienie?! Cierp, cierp i umrzyj jako człowiek? Czy wy kuźwa mać "sumienni" ludzie pomyśleliście o rodzinie, która już przechodzi gehennę, a później będzie miała powtórkę z "rozrywki". Czy chcielibyście by spotkało to jakąś osobę z waszego najbliższego grona? Zapewne nie i czego wam nie życzę. Bo choć jestem oburzony to "szanuję bliźniego swego jak siebie samego". Zastanawiam się czy to jest sumienie czy czysty egoizm. Może jest to unikanie swoich obowiązków (powinności) w białych rękawiczkach ,uprzednio myjąc ręce. Mam jakieś wrażenie, że to jeszcze jest odwracanie kota ogonem i obrzucanie gównem innych, wycieranie swoich brudów czyjąś facjatą. Jak nie chcesz tego robić to przestań leczyć, zrezygnuj z uprawnień (moim zdaniem również prestiżu) i zacznij sprzedawać dewocjonalia. Nie no muszę.... To jak by Pani Krysia w mięsnym nie sprzedała mi w piątek kiełbasy, bo to niezgodne z jej sumieniem. Myślę, że przełożony by nie miał sumienia i ją wypierdolił na zbity pysk. To jak barman nie sprzedał Tobie np.: soku w barze bo to nie zgodne z jego sumieniem. To jest ABSURD, podkreślam ABSURD.
Choć absurd goni kolejny absurd, zamiast się oburzać mamy pewne igrzysko. Nie ma chleba to ludzi się denerwuje, by nie zwracali swojej uwagi na rzeczy istotne. Teraz kolejna deklaracja... tym razem nauczycieli. Powstał już projekt, dla którego zadeklarowali swoje poparcie działacze Katolickiego Stowarzyszenia Pedagogów. Czyli jak to będzie? Nie będzie ewolucji bo jest przeciwna kreacjonizmowi?! Nie będzie nauki o organach rodnych, o miesiączkowaniu, o kopulacji, o antykoncepcji. To co.... Ze słownika znikną wyrazy jak penis, pochwa,wagina, stosunek, oral (anal nie zniknie bo koloraci są podobno w tym bezbłędni - ministranci za snikersa). Miałem tego nie robić, ale . Nosz kurwa go mać. Co będzie dalej?! Przeraża mnie ten kierunek jaki obrał sobie okręt Polska. Czyżby następował powolny dryf w kierunku katolickiego fundamentalizmu? Bolą mnie opuszki, boli mnie głowa, boli mnie serce. Najbardziej boli mnie jednak mój ZADEKLAROWANY ZDROWY ROZSĄDEK I SUMIENIE.
Przygotujmy się, że będziemy paleni za piękne słowa, które towarzyszą wielu światłym umysłom. Słowa, które rozwijały, rozwijają i ....Homo sum. Humani nihil a me alienum puto.
piątek, 25 lipca 2014
To jest kolejna wycieczka w absurd z przeszłości
Moi drodzy... Zapanował chaos i anarchia w moim blogu. W sumie jest to odzwierciedlenie mojej osoby, więc jednak jest OK. Wpis z portalu społecznościowego, który zakończył się pierwszym tekstem na temat absurdu. Zapraszam do lektury
Jestem
ciekawy czy nie spróbować sił w pisaniu. Zastanawiałem się nad jakimś
tematem. Myślę, że najlepszy będzie "O dupie Maryni". Najważniejsze by
zacząć, a następnie zwerbować osobę do sprawdzania poprawności
gramatycznej i (oczywiście) ortografii. Pewnie słoma, ogień i piz..a z
gwoździem.
- Lukasz Zebrowski Książka rozeszła się w nakładzie 700.000.000 sztuk na całym świecie. Przetłumaczono na wszystkie języki świata, także na te wymarłe, a dodatkowo na nowo powstające i na język klingonów. Książka zzdobyła oscara, pulicera, nobla i ospy wietrznej.
- Lukasz Zebrowski Po nagrodzie kibla, urywki tejże opowieści zaczęto drukować na rolkach papieru. Okazało się, że tak wieli sukces można wykorzystać w celach marketingowych i edukacyjnych. Producent papieru toaletowego zaczął generować kolosalny wzrost zysków, choć wcześniej określał, że to jest biznes "do dupy". Ministrowie edukacji z wielu krajów zaczęli przysyłać medale, medaliki, proporczyki i zabawki erotyczne w podzięce, że naród, gimbaza zaczęła czytać. Ba! Dowiedzieli się, że można czytać z papieru i czytać treści zawierające treści. Nie tylko "bla bla bla, powiększyła sobie cycki" lub "dałam dupy i nie jestem sławna". To nie jest to samo co czytanie stenopisów z rozpraw celebrytów czy polityków (to podobno to samo), ale daję jakąś radość. Nawet episkopat pochylił się (a raczej nieletni ministranci) dzięki tej książce. Powiedzieli, że dzięki tejże pracy łatwiej jest pozyskać przychylność młodzieży. Podobno technicznie wygląda to tak. Po pierwsze. Weź papier taoletowy z tekstem. Po drugie. Rzuć go na ziemię. Po trzecie... Sami wiecie. Tak więc, widząc przychylność ludzi świata i podziemia, bogów, bożków, demonów, majtek i tamponów, biorę się do pracy.
- i Ja zajme sie limerykami : Marynia dupe od urodzenia miala I choc pozbyc jej sie zawsze chciala To nie bylo lekarza ktory by podjal sie tego zadania Bo lekarzy od urodzenia boli bania No i tak Marynia z dupa cale zycie zostala...
- Lukasz Zebrowski Właśnie Może i uda mi się spłodzić choć krótką nowelę, która ma bardzo dużo dziwnej treści. Gdzie absurd ściele się gęsto, jak u Mickiewicza dzięcielina, jak kutasy przy mundurze, akermaskie stepy i wesele Wysypiańskiego. Będzie zawierać wiele absurdów i wynaturzeń, groteskowy opis rzeczywistości. Zapewne dam do przeczytania kilku osobom, a może i więcej. Nawet hipotetycznie wiem, że będzie potrzebna maść na ból dupy. Tylko nie wiem jeszcze dla kogo. Dla tych, którzy poczują się dotknięci, czy dla mnie, bo zostanę dotknięty. W jednym zdaniu "Z gówna bata nie ukręcisz". Tylko czy ktoś kręcił baty z gówna?!
- Lukasz Zebrowski Wiem, że sporo masz techniki. Skoro ćwiczysz limeryki. Znam technikę, też z liceum, bo na nudę panaceum. Wiersz i komiks, dziwne pozy. Browar, wóda na obozy. Na pielgrzymki, na wycieczki, też na lekcje i ucieczki. Znam ja rymów może z trzysta, choć nie jestem polonista. I nie jestem też artysta, jam Szalony hedonista.
- Lukasz Zebrowski Jakoby by nie patrzeć mamy kolejny dzień absurdu. To znaczy kolejny normalny dzień w kraju mlekiem, miodem, potem, smrodem, kłamstwem, taśmami, tańcem z gwiazdami, disco polo i innymi rzeczami płynący. Jakby to przeliterować to każdy wie, co mam na myśli. "P" - jak polityka. Mamy najnowsze szlagiery, gdzie głównymi wykonawcami są wybrani przez społeczeństwo rycerze. Zbroje trochę zardzewiały i nie są tak błyszczące. Jedyne miejsce dobrze wypolerowane i twarde to dupa. Solistów na playliście nie ma, jak widać lepiej czują się w duetach i trio. Nawet doda pozazdrościła takowych nagrań i oburzona tupie nóżką, macha pupką i uwydatnia biust (hmm...- to jest ok). Podobno pojawił się nieznany wydawca, który chce wydać album "The best politics shit in Poland - the gratest hits". Sorry no english. "O" litera ta może występować, a nawet występuje solo. Np.: "O, boże", "O mój drogi" albo w najczęstszym wyrażeniu "O, kurwa". Idąc dalej tym tropem trafimy na kolejną literkę (sponsor dzisiejszego odcinka) "L". No to tutaj mamy pole do popisu. Lenistwo... zdaję sobie sprawę, że zatacza ono ogromny krąg. Aczkolwiek skupię się tylko na młodzieży. Lenistwo opanowało dzisiejsze młode społeczeństwo, które będzie w przyszłości na nas pracować. Może my będziemy na nich, ciężko to stwierdzić. Chociaż taka możliwość też jest możliwa. Nie jest to wina samych gówniarzy. Należy spojrzeć się też na rodziców, bądź na istoty,które aspirują do tego miana. Dadzą dzieciom co chcą jak: komórka, tablet, laptop, wakacje, karnet na tajną aborcje i pobyt w burdelu. Wszystko po to by dziecko się odpierdoliło i dało spokój rodzicom. No bo jak by inaczej. Przecież nierzadko, dziecko popsuło młodość tym biednym stworzeniom. Wiadomo, że te bociany, które nie padną ofiarami czarnoskórych myśliwych, zawsze przyniosą jakiegoś bachora. Może z bocianem przylecieć też czarny z swoją magiczną fujarką i później odlecieć. Ale wszyscy lubimy bociany. Jak najdalej ode mnie. Czas na literkę "S". Co się stało z tą Solidarnością? Nie chodzi mi o stowarzyszenie, związek zawodowy, związek partnerski czy znaczek przy klapie. Chodzi mi o aspekt społeczny. Ludzie się nie uśmiechają do siebie. Jak uśmiechają to pewnie chorzy psychicznie, naćpani lub ateiści. Należy zachować klasyczny wyraz twarzy w stylu "zerknij na mnie a Ci przypierdolę". Słowo Ci jest z wielkiej litery, bo agresja jest związana z szacunkiem do tejże osoby.Dodam jeszcze Szatana. Teraz jest on wszędzie, nawet w sejmie (choć wiadomo, że gdzie wpływy tam ten anioł). Szatan opanowuje świat, mundial i skok Stefczyka. Liczba egzorcystów wzrosła kilkukrotnie by zbawiać ludzi od wcielenia zła. Drodzy parafianie to nie bies, tylko ludzka głupota bądź wolny umysł. Chętnych zapraszam do lekarzy specjalistów. Literka "K". Bardzo krótko na ten temat. Noś KURWA. (słowo to zawiera w sobie kwintesencję słownictwa, a niekiedy niemalże cały słownik naszych krajan). Na koniec A. Widziałem reklamę jakiegoś tam banku, że warto próbować. No warto. No a jak. Mamy gdzieś ukryte w sobie niepewne dziecko, które by tylko przypuszczało. A jak bym poszedł do seminarium, to może nie siedziałbym w szafie i miał mercedesa? A może jak bym skończył prawo to może miałbym aplikacje? A może zostanę politykiem. A może upuszczę dziecko na próg i będę symulować porwanie? A może nas nie nagrywają? A może pójdę na biologię i zostanę naukowcem - tak jak marzyłem? Taka atrofia pewności siebie. Autodestrukcja udzielająca się wszystkim. Aura zarażająca i porażająca umysły młodych, starych, średnich i mądrych. Głupich pomijam bo ich nic nie dotyka, a już jeśli to nie są w stanie określić tego swoją percepcją. Na koniec jeszcze ateiści. Ci to są problematyczni. Nie ma, gdzie ich zaszufladkować. Na dodatek, jak trafią się jeszcze tacy myślący logicznie i indywidualnie, plus apostaci - no i zło wcielone. Wichury, tornada, powodzie, tsunami, sraczka, ból dupy, gender srender, impotencja, upodobania młodych chłopców przez klerykałów to ich wina. Na pohybel.
Na dzisiaj zakończę ten wpis, bo dostałem płaskostopia opuszków. Pozdrawiam.
Kolejny absurd z dnia 08-07-2014
Witam...
Odszukałem jeszcze jeden mój tekst z dnia 08 lipca. Poniżej jego treść. Zapraszam do lektury.
Kolejny dzień w absurdzie. Poprzednie tygodnie nie dogadzały nam tak jak byśmy tego chcieli. Nie było temperatur by ciało uwolniło się od wielkiej ilości materiałów. Choć pełne kreacje mają coś w sobie, to jednak wolę troszeczkę więcej negliżu. Kuse spodenki, które pięknie podkreślają linię "pupka-nóżka". Do tego te hipnotyczne falowanie rozchodzące się od bioder... yyy nie wiem, gdzie dalej. Muszę przeprowadzić więcej obserwacji. Dodatkowo dekolty albo ich brak. Piersi dumnie eksponowane, bo cienkie koszulki nie są w stanie ich zakryć. Jak ja lubię piersi, twarze i pośladki. Może i jest to jakieś zboczenie, może delikatne wynaturzenie. A niech tam! Jestem zboczkiem i estetą. No ale nie chodzi mi przecież o powab płci pięknej. Może nie dzisiaj. Bo dzisiaj jest tak gorąco. No właśnie o to chodzi. Jako rodowity Polak muszę ponarzekać, Jest za gorąco! Nie do wytrzymania, nie da się egzystować. Jest ciężko. Ciężko jest ludziom bo wody w rurze brakuję i nie ma jak kwiatków podlać. Nie ma jak podlać skromne pół hektara trawnika, by zieleń pozostała taka soczysta. I to jest problem. Nie jest natomiast problemem, że w tym czasie sąsiad jest wkurwiony na maxa bo nie ma wody w sieci by zmyć naczynia, wyprać ubrania czy po prostu się wykąpać. Taki dramat dotyka ludzi żyjących w jednym z największych miast Polski. Trzeba narzekać, trzeba szukać sobie wrogów. Tych realnych jak i wyimaginowanych. Można przeprowadzić analizę i syntezę i stworzyć takiego jednego super wroga. Mistrz zła, gnębiciel ciał i dusz, pożeracz marzeń, podżegacz, taki absolut złego losu. Wina to człowieka, działacza, polityka, czy też po prostu Polaka. Bo Polak Polakowi wilkiem stoi i stać będzie. Narzekanie mamy we krwi, gdzieś genetycznie zakodowany marazm. Zamiast cieszyć się z tego co mamy to ględzimy i psioczymy. Chcieliście wyjechać do Afryki? Tylko po co? Tutaj mamy gorąco, skwar, polityczny trzeci świat, brak wody, głodne dzieci, wojny (werbalne) istna Afryka. Po lecie będzie jesień i będzie za zimno. Znów będzie psioczenie i narzekanie. Może jakoś zaradźmy temu. Uśmiechajmy się do siebie, czerpmy garściami z dnia (tu i teraz), rozsyłajmy pozytywne wibracje. Uśmiechajmy się... a jak nad wodą zobaczycie człowieka z łyżwami na nogach to idźcie do lekarza. Dostaliście udaru cieplnego, jesteście pijani lub teleportowaliście się do innego stanu świadomości. Alleluja i do przodu.
Odszukałem jeszcze jeden mój tekst z dnia 08 lipca. Poniżej jego treść. Zapraszam do lektury.
Kolejny dzień w absurdzie. Poprzednie tygodnie nie dogadzały nam tak jak byśmy tego chcieli. Nie było temperatur by ciało uwolniło się od wielkiej ilości materiałów. Choć pełne kreacje mają coś w sobie, to jednak wolę troszeczkę więcej negliżu. Kuse spodenki, które pięknie podkreślają linię "pupka-nóżka". Do tego te hipnotyczne falowanie rozchodzące się od bioder... yyy nie wiem, gdzie dalej. Muszę przeprowadzić więcej obserwacji. Dodatkowo dekolty albo ich brak. Piersi dumnie eksponowane, bo cienkie koszulki nie są w stanie ich zakryć. Jak ja lubię piersi, twarze i pośladki. Może i jest to jakieś zboczenie, może delikatne wynaturzenie. A niech tam! Jestem zboczkiem i estetą. No ale nie chodzi mi przecież o powab płci pięknej. Może nie dzisiaj. Bo dzisiaj jest tak gorąco. No właśnie o to chodzi. Jako rodowity Polak muszę ponarzekać, Jest za gorąco! Nie do wytrzymania, nie da się egzystować. Jest ciężko. Ciężko jest ludziom bo wody w rurze brakuję i nie ma jak kwiatków podlać. Nie ma jak podlać skromne pół hektara trawnika, by zieleń pozostała taka soczysta. I to jest problem. Nie jest natomiast problemem, że w tym czasie sąsiad jest wkurwiony na maxa bo nie ma wody w sieci by zmyć naczynia, wyprać ubrania czy po prostu się wykąpać. Taki dramat dotyka ludzi żyjących w jednym z największych miast Polski. Trzeba narzekać, trzeba szukać sobie wrogów. Tych realnych jak i wyimaginowanych. Można przeprowadzić analizę i syntezę i stworzyć takiego jednego super wroga. Mistrz zła, gnębiciel ciał i dusz, pożeracz marzeń, podżegacz, taki absolut złego losu. Wina to człowieka, działacza, polityka, czy też po prostu Polaka. Bo Polak Polakowi wilkiem stoi i stać będzie. Narzekanie mamy we krwi, gdzieś genetycznie zakodowany marazm. Zamiast cieszyć się z tego co mamy to ględzimy i psioczymy. Chcieliście wyjechać do Afryki? Tylko po co? Tutaj mamy gorąco, skwar, polityczny trzeci świat, brak wody, głodne dzieci, wojny (werbalne) istna Afryka. Po lecie będzie jesień i będzie za zimno. Znów będzie psioczenie i narzekanie. Może jakoś zaradźmy temu. Uśmiechajmy się do siebie, czerpmy garściami z dnia (tu i teraz), rozsyłajmy pozytywne wibracje. Uśmiechajmy się... a jak nad wodą zobaczycie człowieka z łyżwami na nogach to idźcie do lekarza. Dostaliście udaru cieplnego, jesteście pijani lub teleportowaliście się do innego stanu świadomości. Alleluja i do przodu.
Kolejny dzień życia w absurdzie
Kilka tygodni temu zacząłem pisać na temat pewnych absurdów. Sytuacji i wydarzeń, które utkwiły w mojej głowie. Na dzień dzisiejszy pragnę przedstawić coś z wczoraj. Wczorajsza sytuacja i wczorajsze przelewanie myśli na pulpit.
ZAPEWNE WSZYSTKIE TEKSTY BĘDĄ ZAWIERAĆ WULGARYZMY. ZA CO Z GÓRY PRZEPRASZAM :)
ZAPEWNE WSZYSTKIE TEKSTY BĘDĄ ZAWIERAĆ WULGARYZMY. ZA CO Z GÓRY PRZEPRASZAM :)
Dobra. Kolejny dzień życia w absurdzie. Może nie jest to dzień, na który należałby zwrócić szczególnie uwagę. To nie jest jeden z takich, co determinuje decyzje zmieniające, wywracające życie o sto osiemdziesiąt stopni. To nie jest jeden z takich dni, podczas których powiesz sobie: "Cholera muszę coś zmienić". Nie jest to dzień, gdzie powrócę w objęcia grupy, sekty, partii. Nie! To jest zwykły dzień w zwykłym mieście... Aczkolwiek dzisiaj się podirytowałem, zdenerwowałem, a w momencie kulminacji byłem nawet trochę wkurwiony. Uczucia staram sobie dozować w miarę równomiernie, ale dzisiaj zawór puścił. Dokładnie jak podczas diarrhoea (biegunka). Jazda przez miasto w newralgicznym momencie, w szczycie nie należy do przyjemności. Bardziej się stoi niż jedzie, jak jedziesz to zaczyna stać (tak o to mi chodzi), bo człowiek podnieca się jakoś tak - kinetycznie. Pragnę nadmienić, że teraz mamy okres wakacyjny, gdzie trochę ludzi wyjechało samochodami (może nawet rodzinami) na wakacje i się zrobiło luźniej. Chciało by się rzec - nie opada. Kij ma dwa końce. Część wyjechało na wakacje, część dopiero na drogi. Rozumiem, że należy jeździć i zbierać doświadczenie. Należy uczyć się tej magicznej umiejętności, jaką jest jazda samochodem. Tak, trening czyni mistrza. Niedoświadczeni głupi powoli stają się bardziej doświadczeni... A głupota nie przemija. Taka może mała dygresja. Bardzo ważna dla mnie osoba powiedziała mi (świeżo po zdanym egzaminie na prawo jazdy): "Jeżdżąc zgodnie - w 100% - z przepisami, będziesz groźny. To dlatego, że będziesz powodował wiele niebezpiecznych sytuacji". Jak to? Adept jazdy "czterech kółek", w głowie tylko pełnowartościowa wiedza czerpana z kodeksu drogowego i niebezpieczny? Uczymy się jazdy na nowo. Całkowicie nowe zasady gry. Dzisiaj dyskutowaliśmy na temat przechodniów. Idą po pasach, wręcz spacerują z głową w chmurach i nie zwracają uwagi gdzie są. Wloką się zombie i jeszcze coś majstrują w swoich "smartfonach". A ty widzisz takiego artystę i poziom wkruwienia rośnie, bo nie dość, że spacer to jeszcze pauza na odczytanie sms-a. Nosz w dupę. Wyjść i pierdzielnąć w zakutą pałę. W sumie może lepiej nie bo szkoda rąk gównem brudzić. Zwracasz uwagę, a niewyparzona facjata tylko pretensje i inwektywy. Z drugiej strony lepiej szturchnąć autem bo taki "pacjent" nie ma z nim szans, a i pojazd na myjni bezdotykowej umyjesz. Wilk syty i owcy nie ma. Drugi przypadek. Wąska ulica i ruch duży. Kierowca próbuje zaparkować. Rozumiem, poczekam, zrób co masz zrobić i jedziemy dalej (jak bym nigdy nie parkował w takich miejscach to bym się zezłościł, ale nie). Okazuje się, iż zaparkował tak, że dupa auta stoi pół metra na jezdni i nie ma zamiaru podjechać. "Panie podjedź bo blokuje Pan jezdnie", w odpowiedzi usłyszałem "Co się przypierdalasz ja na chwilę". W tym momencie ludzie wstali i zaczęli bić brawo. Matki z dziećmi przyniosły kwiaty i proporczyki. Pełne uznanie. Tak mogło by być, ale w bajce. Trąbienie, mruganie światłami i słowa godzące w najstarszy zawód świata. Złapałem oddech i odpowiedziałem "#$%#^ ty #%$%# jak ty #^$%# #$^# #^$^# jeździsz. Weź #%$# w podskokach". Po grzecznej aluzji podjechał 0,5 metra (może mniej) i problem się rozwiązał. Dlaczego ludzie potrzebują takiej motywacji? Dlaczego myślimy tylko "ja, ja i tylko ja, a reszta nieistotna". Znieczulica lub wyjebane na wszystko i wszystkich. Absurd. Trochę kultury, czasem przepuścić, czasem ustąpić, czasem dać na luz. Widzę, że ludzie jednak wolą tworzyć te absurdalne sytuacje. Tylko po co? Nie wiem i zapewne wiedzieć nie będę. Dodatkowo nie chcę wiedzieć, bo przyjdzie jeden z drugim i będą się dowiadywać. Głupiemu nie wytłumaczysz. Jako średnio doświadczony i średnio mądry kierowca, pragnę skierować mini apel: "Myślmy i używajmy mózgu". Matka natura w procesie ewolucji obdarzyła nas "łaską" myślenia logicznego i abstrakcyjnego. Nie dopuszczajmy do ewolucji wstecznej. Organ nie używany zanika, a u niektórych widać już zanik. Ba! Nawet stan letalny.
Subskrybuj:
Posty (Atom)