wtorek, 4 listopada 2014

Ilu nas jest?

Pytanie może wydawać się banalnie proste. Wystarczy zajrzeć do odpowiednich książek, gdzie różne mądre głowy wpisują dane statystyczne. Można również iść na łatwiznę i odwiedzić stronę wikipedii, gdzie podane są różne liczby. Choć na marginesie nie brałbym tej strony jako wykładnika 100% wiedzy. Nie wiadomo, kto to wpisuje i co wypisuję. Czy nie ma tam jakieś tajemnej siły, która chce wprowadzi całe rzesze ludzi w błąd. Dalej by ten błąd został memem, który będzie się dziedziczył w przestrzeni (cyfrowej jak i werbalnej).
Ilu nas jest? Pytanie z pozoru proste może nastręczać nam jednak sporo problemów. Zapytacie się dlaczego. A no dlatego, że nie dotyczy ono danych statystycznych, roczników czy wyników różnych badań. Więc o co chodzi?

Stańcie proszę przed lustrem i zadajcie sobie to właśnie pytanie. Ilu nas jest do jasnej cholery?! Nie chodzi mi o ludzi mających pewne odchylenia natury umysłowej, którzy potrzebują terapii farmakologicznej i opieki psychiatrycznej. Wiadomo, że kura to kura, a nie osioł. Choć był taki to twierdził, że kura jest osłem ("gimby nie znają"). Czy zdajecie sobie sprawę, kiedy tak naprawdę jesteście sobą? W którym momencie uwydatnia się 100% ja, bez promila aktorstwa i dostosowywania się do sytuacji. Może właśnie po promilach? No jak się wleje kilka kieliszków to język się rozwiązuje, człowiek szczery i czasem zeszczy się w gacie. Wychodzi coś czego boimy się pokazać, bo pozory, bo cenzura, bo nie i tyle. Czy to jestem ja? Czy to ja tańczę czy wódeczka? Chociaż lepiej tańczę po alkoholu to nie jestem pewien czy jestem wtedy sobą, czy tym fircykiem, pajacem bawiącym grono mniejsze bądź większe. A może po zapaleniu "marichunajnen"? Nie! Raczej nie. Przecież nie jestem ani muzyczny, ani nie mam zajawki przelewania swoich myśli na papier. Czy chodzi to o rymowanki, teksty piosenek czy też "wolne wersy". Ślinotok wzmaga głód, mózg będący w smogu tetrahydrokanabinolu chce jeść, chociaż mu się nie chce, to profilaktycznie coś by zapodał. Sam nie wiem,... Wiem, że nic nie wiem (scio me nihil scire lub scio me nescire - Sokrates)

Tak się zastanawiam, że może potrzebne jest jakieś hasło, które otworzy umysł i da odpowiedź?
Hasło: Gruby zjadł ciasto.
Odzew: Piekarze ugniatają ciasto po browarze.

yyy... nie działa. No to lipa i morda zbita.

Dobra, kończę ten poplątany wywód, ponieważ nie ma sensu rozwijać się. Nie ma sensu zapętlać się, bo z pytania przeskakuję na kolejne pytanie. Nic to nie wnosi. To jest temat dla jakiś filozofów bądź innych myślicieli.

Ja jestem sobą i nim nie jestem. Jing i jang, Mr Jekyll and Mr Hyde.

Jestem galaktyką, gdzie gwiazdy są sytuacjami. Planety są korelacjami między ludźmi, a ja jestem po prostu chory psychicznie...