czwartek, 9 marca 2017

Życie toczy się dalej.

A życie toczy się dalej...

Owszem, toczy się za wolno lub za szybko. Co kto woli.

Czasem myślę, że życie to jest taka rozprawa w sądzie. Nie ta z "niemieckiej telewizji", tylko ta za "amerykańskich" filmów. Jest wiele zwrotów akcji, zmian świadków, ich śmierci, narodzin.
Cały czas coś się dzieje... Zabiegasz o względy ławy, byś nie dostał złego wyroku lub ten zły nie był aż tak straszny.

Wyrok sam w sobie nie jest straszny, tylko droga jaką musisz przejść by go otrzymać.
Czuje się skazany od wielu lat. Czuję, że tak jest. Ba! Wiem o tym.

Tylko ta cholerna rozprawa. Jakie kontrargumenty będę musiał jeszcze wytaczać? Jakie alibi będę musiał spreparować? Skąd spłynie na mnie energia by "pchać ten kamień"?

Psy szczekają, karawana jedzie dalej.

Oskarżyciel ma racje i jestem tego świadomy. Może lepiej się przyznać? Skrócić swoje katuszę na sali. Dać ostatnie świadectwo swojego człowieczeństwa i poddać się!
Czy może walczyć?! Czyż walka nie jest jednak naszą domeną? Walczyć o swoje ideały - jakie by one nie były. Walczyć o każdy skrawek swojej prawdy, o skrawek samego siebie.

Ja walczę...

Choć nieraz przed momentem, gdy wpadnę w objęcia Morfeusza, zastanawiam się.
Rozważam... Mam wtedy bardzo dużo czasu. Następuję zakrzywienie czasu w mojej fizycznej czasoprzestrzeni. Gdzieś pomiędzy nirwaną, a totalnym złem odnajduje sens. Tak mi się wydaje.
Choć wiem to tej predestynacji, to się jej sprzeciwiam... Może sobie coś imputuje, by później to negować.

Tak, tak, tak   (to Pan Tik Tak) - chciało by się zanucić.
Ale to nie o tym.
Tak, tak.

Ta rozprawa to moje życie, moje winy, moje zwycięstwa, moje kłamstwa, osobiste zdrady, zdrady innych. Po porostu jeden wielki scenariusz. Sam sobie sędzią i katem. Sam sobie oskarżonym i obrońcą. Sam ławą i sędzią.

Ale tak nie jest, ponieważ człowiek nigdy nie jest sam. Jak by się izolował, jak by nie chciał by go widzieli. To i tak, KTOŚ go zauważy. Wtedy nici z samotności.

Psy szczekają, karawana jedzie dalej.

czwartek, 4 sierpnia 2016

Jak poznasz siebie?

Witam,

znów zaczynam od pytania.
Jak poznasz siebie?


Nie wykonasz na to badania.
Jak poznasz siebie?
Znasz się tak dobrze.
Jak poznasz siebie?
Zawsze postępujesz mądrze!
Jak poznasz siebie?


Masz poukładane w głowie.
Jak poznasz siebie?
Czasem wmawiasz to sobie.
Jak poznasz siebie?
Patrzysz się w lustro. Przecież to ja.
Jak poznasz siebie?
Oglądasz i nie wiesz, że to tylko gra.
Jak poznasz siebie?

Od zawsze spokojny, choć w środku są wojny.
Jak poznasz siebie?
Weźmy Twój umysł i go pokroimy.
Jak poznasz siebie?
Rozbierzmy go na pierwsze części.
Jak poznasz siebie?
Złóżmy go. Czy się znów zmieści?
Jak poznasz siebie?
Czy ty to ty?! Czy to ktoś inny?
Jak poznasz siebie?

Pokaż choć jeden dowód dobitny.
Jak poznasz siebie?
Czy rozwikłasz swój kłębek osobowości?
Jak poznasz siebie?
Czy będziesz swym więźniem? Czy zaznasz wolności?
Jak poznasz siebie?
Już nie wiesz? Czy wiedzieć nie chcesz?
Jak poznasz siebie?
Od pewnych rzeczy i tak nie uciekniesz!
Jak poznasz siebie?
Złap oddech i otwórz swe oczy!
Czy poznasz siebie?
Niech znów ten świat Ciebie zauroczy.
Jak poznasz siebie?

Znajdź swoje miejsce. Swój erem.
Jak poznasz siebie?
Spokój niech będzie. Nie unoś się gniewem.
Jak poznasz siebie?
Czy ty w przyszłości, w spokoju, nie w złości?
Czy poznasz siebie?








A może się jeszcze nie poznaliśmy?!
Jak poznam siebie?
Może się nawet nie spotkaliśmy?!
Jak poznać Ciebie?
Musimy wzajemnie, razem się uczyć!
Tak poznam Ciebie?
Musimy powstać, musimy żyć!
Tak! Chcę poznać siebie!


środa, 15 czerwca 2016

Co to się dzieje?

Co się dzieje?




Wchodzę na swojego bloga prawie jak zawsze. Prawie, ponieważ niemalże nigdy na niego nie wchodzę. Jednakże dzisiaj jakoś tak mnie coś natchnęło. Chciałem podzielić się z Wami jakimiś pozytywnymi myślami. 
A czemu nie? Czy absurdem nie może być coś pozytywnego? Dookoła katują nas wiadomościami o przestępstwach, wojnach, politycznych utarczkach, protestach i pobiciach. Może czasem warto jednak się oderwać od tej rzeczywistości? Tak, warto!

Wyjechaliśmy ostatnio na krótki urlop. Odwiedziny jednej rodziny mojej lubej i mojej rodziny. 
W ciągu dnia wrzawa z powodu uroczystości, trzecioklasisty tj. komunia. Przygotowania, ubiór, potrawy, atmosfera... 
Lecz po tym całym rozgardiaszu nastąpił czas relaksu, ale takiego prawdziwego. Wspólna zabawa w kalambury, piwko i uciecha grupy ludzi. To jest piękne. Śmiech i powrót myślami do czasów, gdzie człowiek nie przejmował się niczym wokół, a korzystał z tego co "tu i teraz".
Wieczorem, kiedy wszyscy poszli spać, wraz z moją ukochaną usiedliśmy na podwórku delektując się pięknymi okolicznościami przyrody, Ptactwo pięknie śpiewało (okolice rozlewisk Biebrzy), a gwiazd na niebie widziałem bez liku. Relaks
Następnego dnia udaliśmy się do moich rodziców. Tam z kolei przeprowadzaliśmy wielogodzinne dyskusje na tematy górnolotne, mniej ważne i całkowicie przyziemne. Piękne. Dyskusja, a nie jednostronne przekonywanie kogokolwiek do swoich racji. Pomimo różnych zdań i obiekcji, pomimo czasem podniesionego ciśnienia to też relaks. Relaks umysłowy, który też jest nam poniekąd potrzebny.
Wieczorem lampka wina i kilka partii w gry towarzyskie, kąpiel i ...
... znów powtórzyliśmy obserwowanie nieboskłonu, na którym jest więcej gwiazd niż w dużym mieście. Czyżby to gwiazdy były w mieście? Czy może miasto zabiera gwiazdy, by człowiek gubił się w tym chaosie? Nie wiem.

Mantra czy nirwana. Sam nie wiem. Nic tylko wypoczywać, ale tak pełnie. Nie na pół gwizdka. Odpoczywać hucznie, z petardą, ale w ciszy.

Czas na wypad na ryby na noc. Może jakieś dzikie zwierzęta będą chciały mnie odwiedzić (ostatnio lis chciał ukraść mi kanapkę)? Może ryby będą pięknie żerować na rzecznej scenie, której przyświecać będzie księżyc?

Cisza... aż uszy bolą.












czwartek, 13 sierpnia 2015

Na bezrybiu i rak ryba

Na bezrybiu i rak ryba...

 Właśnie tak to bywa. Zapomniałem o blogu, o moim blogu, o moim intelektualnym dziecku. Chociaż czytając poprzednie wpisy to raczej smarkacz z wypaczoną osobowością i bez sztywnego kręgosłupa moralnego, czy też logicznego. Jeden pies i pies go lizał. Nie o tym teraz, nie o tym! Tylko o czym?!

Ano właśnie o tym bezrybiu i raku. Oczywiście nie chodzi w żadnym wypadku o literalną interpretacje. Bo jak wiadomo ryba i rak to jedno królestwo - zwierzęta. Ryby są jednak taksonem parafiletycznym, a rak będzie stawonogiem czyli typem (na marginesie najbardziej licznym w gatunki). W przypadku, gdy odnajdziecie błąd to proszę o sprostowanie. Mądra osoba przyznaje się do błędu, wyciąga wnioski i utrwala prawidłową wiedzę (bodźcie). No, ale to nie o tym miało być, a jest jak zawsze. Bełkot, brak spójności, tylko czeluście grafomaństwa. 

Moim "bezrybiem" jest brak tematów. Pozorny brak. Bo jakby się nie rozglądać to wszędzie są te raki. Może małe i nieruchliwe, to jednak są i potrafią niekiedy nieźle uszczypnąć. Nawet jak "pierdołowaty" rak sygnałowy...




Na marginesie to jest gatunek inwazyjny - taka "piąta kolumna" w świecie rodzimych raków. Nie choruję na raczą zarazę (jak nasze rodzime "ziomki"), ale jest jej nosicielem. Poza tym jest to "amerykanin", więc nie pasuje do naszej kultury, do naszej raczej społeczności.

Nawet jeśli bym pozbierał wiele "raków" i chciał z nich skleić chociaż jeden post to może bym zapełnił jedną kartkę formatu A4 (210x297 mm). Tak się jednak nie stanie.

Co ja mam w głowie... Bałagan. Co tu więcej będę pisać. To jak z tym rakiem... Niby jest ok. Jakoś odnajduję się w ekosystemie i żyje. Z drugiej jednak strony jest jakoś taki szkodliwy. Choć matka natura cierpliwa, stara się jakoś przyjąć na swe łono nowe indywiduum, to jednak po czasie się zaczyna bronić. Moim zdaniem dobrze... Bo choć chęć bycia dobrym jest i wysyła takie sygnały to sami wiemy jak to jest z tymi chęciami...

"Dobre chęci to niekwestionowana zaleta, niekiedy jednak także źródło kłopotów" - Maxime Chattam

Dobra koniec tematu bo nie mam co pisać. Same pierdoły. 
Czołem

















 








piątek, 9 stycznia 2015

Absurdalne postanowienia - lirycznie i krytycznie

Koniec roku wrzawa wielka
gotujemy i przygotowujemy krzesełka
Zastawiamy stoły strawą
częstujemy alkoholem i też kawą
Szampan o północy i fajerwerki
ludzie opanowali place i skwerki
Opanował ludzi multi entuzjazm
by do czekać nowego jutra
A od jutra jak wielu z nas wie
coś pozmieniać w swym życiu chce
Jeden nie palić będzie wyrobów z nikotyny
to nie dla zdrowia, niech nie wzbogacą się skurczysyny
Drugi obiecał sobie - mniej alkoholu
dostał kieliszki, wódkę i alkomat - tylko dla pozorów
Trzeci weźmie się za siebie i za swój brzuch
będzie biegał i pocił się nawet za dwóch
Czwarty odstawi używki i narkotyki
ale tylko dla tego, że ma ebolę prosto z afryki
Piąty pozbędzie się swojego krzyża z pleców
i będzie miał swój Dżihad, i zrobi "boom" z hecą
Szósty z kolei będzie modlił się żarliwie
by czerwoni wyginęli i można będzie oszczędzać na paliwie
Siódmy z kolei ten to ma marzenie
chce zostać politykiem i brylować na scenie
Ósmy che być wierny i więcej już nie zdradzać
chce mieć tylko 5 kochanek to nie powinno nikomu przeszkadzać
Dziewiąty przedostatni chce zmienić w sobie wszystko
musi być alchemikiem lub autodestruktywnym sadystą
Dziesiąty ostatni ten to ma przesrane
co miało być zmienione, zostało opisane
Ten ostatni to poleci z imienia i nazwiska
Nie jest to aktor, polityk czy multimedalista
Może być dla was to osoba daleka, bądź bliska
Dla którego życie to sielanka bądź "za chlebem igrzyska"
Sami wiecie pewnie o kim się teraz rymuje
przeczuwam to, wewnętrznie to czuje
Ja siebie opisałem i wasze są tu nazwiska
za postanowienia kciuki mocno ściskam
Tylko nasuwa mi się takowe pytanie
czy tak istotne jest to noworoczne postanawianie?
Czy nie może to być maj, a może choćby sierpień
by z całym zapałem wziąć się za siebie?!

wtorek, 4 listopada 2014

Ilu nas jest?

Pytanie może wydawać się banalnie proste. Wystarczy zajrzeć do odpowiednich książek, gdzie różne mądre głowy wpisują dane statystyczne. Można również iść na łatwiznę i odwiedzić stronę wikipedii, gdzie podane są różne liczby. Choć na marginesie nie brałbym tej strony jako wykładnika 100% wiedzy. Nie wiadomo, kto to wpisuje i co wypisuję. Czy nie ma tam jakieś tajemnej siły, która chce wprowadzi całe rzesze ludzi w błąd. Dalej by ten błąd został memem, który będzie się dziedziczył w przestrzeni (cyfrowej jak i werbalnej).
Ilu nas jest? Pytanie z pozoru proste może nastręczać nam jednak sporo problemów. Zapytacie się dlaczego. A no dlatego, że nie dotyczy ono danych statystycznych, roczników czy wyników różnych badań. Więc o co chodzi?

Stańcie proszę przed lustrem i zadajcie sobie to właśnie pytanie. Ilu nas jest do jasnej cholery?! Nie chodzi mi o ludzi mających pewne odchylenia natury umysłowej, którzy potrzebują terapii farmakologicznej i opieki psychiatrycznej. Wiadomo, że kura to kura, a nie osioł. Choć był taki to twierdził, że kura jest osłem ("gimby nie znają"). Czy zdajecie sobie sprawę, kiedy tak naprawdę jesteście sobą? W którym momencie uwydatnia się 100% ja, bez promila aktorstwa i dostosowywania się do sytuacji. Może właśnie po promilach? No jak się wleje kilka kieliszków to język się rozwiązuje, człowiek szczery i czasem zeszczy się w gacie. Wychodzi coś czego boimy się pokazać, bo pozory, bo cenzura, bo nie i tyle. Czy to jestem ja? Czy to ja tańczę czy wódeczka? Chociaż lepiej tańczę po alkoholu to nie jestem pewien czy jestem wtedy sobą, czy tym fircykiem, pajacem bawiącym grono mniejsze bądź większe. A może po zapaleniu "marichunajnen"? Nie! Raczej nie. Przecież nie jestem ani muzyczny, ani nie mam zajawki przelewania swoich myśli na papier. Czy chodzi to o rymowanki, teksty piosenek czy też "wolne wersy". Ślinotok wzmaga głód, mózg będący w smogu tetrahydrokanabinolu chce jeść, chociaż mu się nie chce, to profilaktycznie coś by zapodał. Sam nie wiem,... Wiem, że nic nie wiem (scio me nihil scire lub scio me nescire - Sokrates)

Tak się zastanawiam, że może potrzebne jest jakieś hasło, które otworzy umysł i da odpowiedź?
Hasło: Gruby zjadł ciasto.
Odzew: Piekarze ugniatają ciasto po browarze.

yyy... nie działa. No to lipa i morda zbita.

Dobra, kończę ten poplątany wywód, ponieważ nie ma sensu rozwijać się. Nie ma sensu zapętlać się, bo z pytania przeskakuję na kolejne pytanie. Nic to nie wnosi. To jest temat dla jakiś filozofów bądź innych myślicieli.

Ja jestem sobą i nim nie jestem. Jing i jang, Mr Jekyll and Mr Hyde.

Jestem galaktyką, gdzie gwiazdy są sytuacjami. Planety są korelacjami między ludźmi, a ja jestem po prostu chory psychicznie...


wtorek, 12 sierpnia 2014

Bób Jedyny i Prawdziwy

Patrzę się na ten świat i zastanawiam się, gdzie jest Bób. No gdzie...? Czy wy moi kochani, czasem nie zastanawiacie się nad tym? Czy nie macie wewnętrznej potrzeby spotkania się w miejscu, gdzie jest Bób?!

No właśnie... Dzisiaj naszła mnie taka osobista refleksja. Jak byłem młodszy i moje serce (umysł również) było taki świeże i nieskalane przez niezliczoną ilość toksyn. Radośnie przemierzając rodzinne miasto oraz często ogródki działkowe odnajdywałem spokój, odnajdywałem miejsca z Bobem.  Można się śmiać i nie zgadzać się z wieloma rzeczami, ale argumentacja, że bób jest zły ma się nijak do rzeczywistości.

Pożeramy niezliczoną ilość pokarmów, ale to dobrze, jedzmy. Odżywiajmy się w sposób racjonalny i zgodny z naszą kulturą żywieniową. Nie to, że jestem przeciwnikiem pizzy, frutti di mare, muli czy też innych dobrodziejstw, jakie dały nam inne cywilizacje. Sam uwielbiam wiele smakołyków z innych krajów, a nawet kontynentów. No dobra. My tu gadu gadu. Człowiek się głodzi i bób się rodzi.

Gdzieś tam zapomnieliśmy o tej wspaniałej roślinie strączkowej. Wszędzie szparagi, kukurydza, a naszym bobem rzuca się jak grochem o ścianę. Amba fatima i bobu ni ma.

Pamiętam jak bób rósł u mojej babci na działce i sam się okłamywałem, że to taka większa fasola. Oszukiwałem siebie, ale tylko dla mojego dobra. Fasolę lubiłem, a bób jakoś nie był akceptowany przez mój mózg. Byłem dzieckiem i dziecinada się wdzierała oraz ta wielka niewiedza.

Ach....
Może coś o naszej roślince? Bo zdrowa ona i pyszna.
Zdrowa bo:
- 100 g bobu zawiera 26 g białka
- bogaty w potas, ubogi w sód
- zawiera łatwo przyswajalny błonnik, który pomaga "ogarnąć" zły cholesterol

Młody bób jedzmy na surowo!!! Skórka zawiera w cholerę witamin. Ugotowana traci kilkadziesiąt procent w wodzie i pod wpływem temperatury. Dodatkowo spowalnia procesy trawienia i nie będzie chciało nam się szybko jeść. To znaczy, że dupa szybko nie spuchnie. No chyba, że użądli nas szerszeń lub dostaniemy kopa. Zawiera małą ilość kalorii. Dobry jest dla kobiet w "stanie błogosławionym" bo zawiera kwas foliowy...
Bób jest jeden i jest zdrowy.

Nie prowadzę tutaj bloga kulinarnego i jak chcecie więcej informacji to szukajcie "na internetach".

No tak bajera jest, a nie ma narzekania. Ale spokojnie, spokojnie. Teraz się zacznie.

Wszędzie nas gwałcą reklamami, że masz syndrom niespokojnych nóg, tabletki na rzęsy, na jelita, na grzybicę stóp i pochwy, na włosy, na starzenie się, NA CHOLERE!!!!

Jesz obiad i wyskakują z grzybicą pochwy. Naglę rosół nabiera całkowicie innego wymiaru smakowego. To za chwilę coś na grzybicę, gdy jesz schabowego z maślaczkami. Po dwóch daniach zabierasz się do deseru i wyskakują dwie reklamy -penis nie staje, a pipka się nadżera. Seksu nie ma i abstynencja przez najbliższy tydzień - murowana.
Pazerne koncerny co chwila bombardują nas informacjami o naszych potencjalnych dolegliwościach i zarazem uspokajają, że mają na to magiczne proszki. Wyłączcie odbiorniki i włączcie mózg, wzrok i smak by rejestrować i smakować, naturalne leki.
Nasze naturalne warzywa, owoce i przetwory są zdrowsze niż ta cała chemia. Pielęgnujmy  wiedzę o naszych naturalnych oraz smacznych tradycjach kulinarnych. Bo część naszego zdrowia jest schowana w dziedzictwie, które zanika pod wpływem światowej kultury. Mak sraki, kurczaki, kebaby i inne podrzędne ścierwo nie pokona dzika z rożna. Mam taką nadzieję. Skondensowane mleczka nie pokonają prawdziwego, uczciwego oscypka (smażony z żurawiną...). Nie pokona! Dupny łosoś, czy śmieciowata panga nie pokona sielawy i siei. NIGDY!!!

Więc Bób, humus i Włoszczyzna. Dla naszego zdrowia.