Patrzę się na ten świat i zastanawiam się, gdzie jest Bób. No gdzie...? Czy wy moi kochani, czasem nie zastanawiacie się nad tym? Czy nie macie wewnętrznej potrzeby spotkania się w miejscu, gdzie jest Bób?!
No właśnie... Dzisiaj naszła mnie taka osobista refleksja. Jak byłem młodszy i moje serce (umysł również) było taki świeże i nieskalane przez niezliczoną ilość toksyn. Radośnie przemierzając rodzinne miasto oraz często ogródki działkowe odnajdywałem spokój, odnajdywałem miejsca z Bobem. Można się śmiać i nie zgadzać się z wieloma rzeczami, ale argumentacja, że bób jest zły ma się nijak do rzeczywistości.
Pożeramy niezliczoną ilość pokarmów, ale to dobrze, jedzmy. Odżywiajmy się w sposób racjonalny i zgodny z naszą kulturą żywieniową. Nie to, że jestem przeciwnikiem pizzy, frutti di mare, muli czy też innych dobrodziejstw, jakie dały nam inne cywilizacje. Sam uwielbiam wiele smakołyków z innych krajów, a nawet kontynentów. No dobra. My tu gadu gadu. Człowiek się głodzi i bób się rodzi.
Gdzieś tam zapomnieliśmy o tej wspaniałej roślinie strączkowej. Wszędzie szparagi, kukurydza, a naszym bobem rzuca się jak grochem o ścianę. Amba fatima i bobu ni ma.
Pamiętam jak bób rósł u mojej babci na działce i sam się okłamywałem, że to taka większa fasola. Oszukiwałem siebie, ale tylko dla mojego dobra. Fasolę lubiłem, a bób jakoś nie był akceptowany przez mój mózg. Byłem dzieckiem i dziecinada się wdzierała oraz ta wielka niewiedza.
Ach....
Może coś o naszej roślince? Bo zdrowa ona i pyszna.
Zdrowa bo:
- 100 g bobu zawiera 26 g białka
- bogaty w potas, ubogi w sód
- zawiera łatwo przyswajalny błonnik, który pomaga "ogarnąć" zły cholesterol
Młody bób jedzmy na surowo!!! Skórka zawiera w cholerę witamin. Ugotowana traci kilkadziesiąt procent w wodzie i pod wpływem temperatury. Dodatkowo spowalnia procesy trawienia i nie będzie chciało nam się szybko jeść. To znaczy, że dupa szybko nie spuchnie. No chyba, że użądli nas szerszeń lub dostaniemy kopa. Zawiera małą ilość kalorii. Dobry jest dla kobiet w "stanie błogosławionym" bo zawiera kwas foliowy...
Bób jest jeden i jest zdrowy.
Nie prowadzę tutaj bloga kulinarnego i jak chcecie więcej informacji to szukajcie "na internetach".
No tak bajera jest, a nie ma narzekania. Ale spokojnie, spokojnie. Teraz się zacznie.
Wszędzie nas gwałcą reklamami, że masz syndrom niespokojnych nóg, tabletki na rzęsy, na jelita, na grzybicę stóp i pochwy, na włosy, na starzenie się, NA CHOLERE!!!!
Jesz obiad i wyskakują z grzybicą pochwy. Naglę rosół nabiera całkowicie innego wymiaru smakowego. To za chwilę coś na grzybicę, gdy jesz schabowego z maślaczkami. Po dwóch daniach zabierasz się do deseru i wyskakują dwie reklamy -penis nie staje, a pipka się nadżera. Seksu nie ma i abstynencja przez najbliższy tydzień - murowana.
Pazerne koncerny co chwila bombardują nas informacjami o naszych potencjalnych dolegliwościach i zarazem uspokajają, że mają na to magiczne proszki. Wyłączcie odbiorniki i włączcie mózg, wzrok i smak by rejestrować i smakować, naturalne leki.
Nasze naturalne warzywa, owoce i przetwory są zdrowsze niż ta cała chemia. Pielęgnujmy wiedzę o naszych naturalnych oraz smacznych tradycjach kulinarnych. Bo część naszego zdrowia jest schowana w dziedzictwie, które zanika pod wpływem światowej kultury. Mak sraki, kurczaki, kebaby i inne podrzędne ścierwo nie pokona dzika z rożna. Mam taką nadzieję. Skondensowane mleczka nie pokonają prawdziwego, uczciwego oscypka (smażony z żurawiną...). Nie pokona! Dupny łosoś, czy śmieciowata panga nie pokona sielawy i siei. NIGDY!!!
Więc Bób, humus i Włoszczyzna. Dla naszego zdrowia.
wtorek, 12 sierpnia 2014
wtorek, 5 sierpnia 2014
Odwieczna wojna o wpływy
Witam,
Na samym początku chciałbym powiedzieć o swojej apolitycznej postawie. Nie jest to związane z tym, że teraz to jest modne czy nie mam swojego zdania. Związane to jest z ranami. Rany są nie fizyczne, rany czasu, wielki zawód, a nawet wielki głód potrzeby posiadania "wiatru politycznego". Jak się okazało wszelkie moje nadzieje - te młodzieńcze, gdzieś zgasły nim zaczęły płonąć. Ideały zostały wypaczone przez zgryźliwych tetryków, co przed kamerą ujadają jak wściekłe na siebie psy. Nienawiść w oczach, płomień destrukcji. Apokaliptyczne zdania wypowiadane do swojego oponenta, znajdującego się po drugiej stronie stołu, czy też barykady. Dobrze, że jest przeważnie ten stół, ponieważ rzucili by się sobie do gardeł rozrywając krtanie i tętnice... Taką papkę, szopkę serwują nam media. Wielu z nas przyjmuje te informacje, bez wcześniejszego uruchomienia swojego mózgu. Zapewne wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że ci wielcy wrogowie, po emisji podają sobie ręce, śmieją się z wyreżyserowanego show, piją sobie wódeczkę, a może nawet całują się z powodu wielkich uniesień. Jakoś tak nie miałem poruszać tematów z świata gównianej polityki, ale może to posłuży jako mini-temat lub wstęp do dalszych treści.
Dalsze treści nastąpią (albo dostąpią zaszczytu) w innym terminie. Zwróćcie uwagę, iż od naszego poczęcia toczy się walka o wpływy. Chociaż nie jesteśmy niczym innym, jak małym płaczącym, głodnym, zasranym stworzeniem, to gdzieś już jakaś siła o nas walczy. W wierze chrześcijańskiej jest to absolut dobra i zła. Od początku jesteśmy przeciągani na jedną ze dwóch stron. Wiadomo, że w 99,9 procent na stronę "dobra". Czyli już zostaliśmy wcieleni do "owczarni" pomimo, że nasz pacholęcy płacz był znakiem oporu przeciw dyktaturze i pozbawianiu głosu (zanim krtań się na tyle rozwinęła by krzyknąć - nie!!!!). I już jesteśmy po jednej stronie barykady, jesteśmy promilem w statystyce, którym będą się później chełpić i wykorzystywać (często) w swej okrutnej grze o wpływy. Zostaliśmy naznaczeni stygmatem krucyfiksu, który dla jednego jest "zbawieniem", a dla drugiego tylko oznaką niewolnictwa społeczno-religijnego. Nie zmyjemy tego jak tatuażu namalowanego flamastrem z osiedlowego kiosku. Chcąc się pozbyć tego znaku z "duszy" i dokumentów musisz przejść swoją "drogę krzyżową". A dlaczego? Znów strefa wpływów... Parafia traci "barana", a cała organizacja beneficjenta i punkty procentowe. Akcje firmy spadają. Myślę, że to jest pole do popisu innym razem, dla odrębnego tematu.
Jeszcze nie użyłem przekleństw. Jestem z siebie dumny.
Wpadłem w niezłe bagno.... Nie powinienem zaczynać tego tematu, ponieważ jest to temat rzeka i mógłbym pisać i pisać, mówić i mówić. Końca nie widać. Latam po tych wpływach jak pijany, ślepy nietoperz. W sumie piwka to się dzisiaj napiję, może koźlak labo porter? Cholera.......
Kolejny raz poddałem się wpływom. Tym razem potrzeby wrzucania grafik, chociaż wcześniej ich nie było. Nie czułem potrzeby by błyszczeć zajebistymi rysunkami, a liczyła się tylko treść. Niesamowicie skromna, inteligentna, z pazurem, dająca do myślenia, zmieniająca nurty w myśleniu czytelników i skromna (pisałem już to?)!
Jesteśmy gwałceni przez wpływy. Czy to chodzi o rodzinę, światopogląd, religię, politykę, media, gospodarkę, pieniądze. Ludzie jako odwieczne dziwki wyboru, a nie z wyboru. Przyznam się szczerze, że chciałem pisać o Rosji, jabłkach, Ukrainie, banderowcach, zamachu... Wiecie co? Prawie poddałem się wpływom mediów. Wszędzie się o tym trąbi czy to w radio, tv, internecie czy prasie. Udało mi się uniknąć tego w ostatnim momencie i wybrałem inny tor, który cały czas będzie zmuszał do wyborów i do poddawania się wpływom...
Czy te WPŁYWY to jest tylko coś niematerialnego? Może to jest niewidoczne ZŁO? Może to jakaś SUPER ORGANIZACJA? Jeżeli tak to....
Życzę miłego dnia tygodnia. Alleluja i do przodu.
Na samym początku chciałbym powiedzieć o swojej apolitycznej postawie. Nie jest to związane z tym, że teraz to jest modne czy nie mam swojego zdania. Związane to jest z ranami. Rany są nie fizyczne, rany czasu, wielki zawód, a nawet wielki głód potrzeby posiadania "wiatru politycznego". Jak się okazało wszelkie moje nadzieje - te młodzieńcze, gdzieś zgasły nim zaczęły płonąć. Ideały zostały wypaczone przez zgryźliwych tetryków, co przed kamerą ujadają jak wściekłe na siebie psy. Nienawiść w oczach, płomień destrukcji. Apokaliptyczne zdania wypowiadane do swojego oponenta, znajdującego się po drugiej stronie stołu, czy też barykady. Dobrze, że jest przeważnie ten stół, ponieważ rzucili by się sobie do gardeł rozrywając krtanie i tętnice... Taką papkę, szopkę serwują nam media. Wielu z nas przyjmuje te informacje, bez wcześniejszego uruchomienia swojego mózgu. Zapewne wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że ci wielcy wrogowie, po emisji podają sobie ręce, śmieją się z wyreżyserowanego show, piją sobie wódeczkę, a może nawet całują się z powodu wielkich uniesień. Jakoś tak nie miałem poruszać tematów z świata gównianej polityki, ale może to posłuży jako mini-temat lub wstęp do dalszych treści.
Dalsze treści nastąpią (albo dostąpią zaszczytu) w innym terminie. Zwróćcie uwagę, iż od naszego poczęcia toczy się walka o wpływy. Chociaż nie jesteśmy niczym innym, jak małym płaczącym, głodnym, zasranym stworzeniem, to gdzieś już jakaś siła o nas walczy. W wierze chrześcijańskiej jest to absolut dobra i zła. Od początku jesteśmy przeciągani na jedną ze dwóch stron. Wiadomo, że w 99,9 procent na stronę "dobra". Czyli już zostaliśmy wcieleni do "owczarni" pomimo, że nasz pacholęcy płacz był znakiem oporu przeciw dyktaturze i pozbawianiu głosu (zanim krtań się na tyle rozwinęła by krzyknąć - nie!!!!). I już jesteśmy po jednej stronie barykady, jesteśmy promilem w statystyce, którym będą się później chełpić i wykorzystywać (często) w swej okrutnej grze o wpływy. Zostaliśmy naznaczeni stygmatem krucyfiksu, który dla jednego jest "zbawieniem", a dla drugiego tylko oznaką niewolnictwa społeczno-religijnego. Nie zmyjemy tego jak tatuażu namalowanego flamastrem z osiedlowego kiosku. Chcąc się pozbyć tego znaku z "duszy" i dokumentów musisz przejść swoją "drogę krzyżową". A dlaczego? Znów strefa wpływów... Parafia traci "barana", a cała organizacja beneficjenta i punkty procentowe. Akcje firmy spadają. Myślę, że to jest pole do popisu innym razem, dla odrębnego tematu.
Jeszcze nie użyłem przekleństw. Jestem z siebie dumny.
Wpadłem w niezłe bagno.... Nie powinienem zaczynać tego tematu, ponieważ jest to temat rzeka i mógłbym pisać i pisać, mówić i mówić. Końca nie widać. Latam po tych wpływach jak pijany, ślepy nietoperz. W sumie piwka to się dzisiaj napiję, może koźlak labo porter? Cholera.......
Kolejny raz poddałem się wpływom. Tym razem potrzeby wrzucania grafik, chociaż wcześniej ich nie było. Nie czułem potrzeby by błyszczeć zajebistymi rysunkami, a liczyła się tylko treść. Niesamowicie skromna, inteligentna, z pazurem, dająca do myślenia, zmieniająca nurty w myśleniu czytelników i skromna (pisałem już to?)!
Jesteśmy gwałceni przez wpływy. Czy to chodzi o rodzinę, światopogląd, religię, politykę, media, gospodarkę, pieniądze. Ludzie jako odwieczne dziwki wyboru, a nie z wyboru. Przyznam się szczerze, że chciałem pisać o Rosji, jabłkach, Ukrainie, banderowcach, zamachu... Wiecie co? Prawie poddałem się wpływom mediów. Wszędzie się o tym trąbi czy to w radio, tv, internecie czy prasie. Udało mi się uniknąć tego w ostatnim momencie i wybrałem inny tor, który cały czas będzie zmuszał do wyborów i do poddawania się wpływom...
Czy te WPŁYWY to jest tylko coś niematerialnego? Może to jest niewidoczne ZŁO? Może to jakaś SUPER ORGANIZACJA? Jeżeli tak to....
Życzę miłego dnia tygodnia. Alleluja i do przodu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)